Wymiana łożysk tylnego koła

Rzecz działa się jeszcze za czasów ciepłego lata. Z zachodniopomorskiego do Wrocławia 400 km trasy. Po przejechaniu mniej więcej 100 km do uszu zaczęło dolatywać nieśmiałe jeszcze buczenie o miękkiej, bardziej wysokiej niż niskiej tonacji. Źródło dźwięku umiejscowione było zarazem w prawym boku jak i z tyłu. W połowie trasy dźwięk stopniowo stawał się głośniejszy i przeobrażał się w miarowe dudnienie, słyszalne najbardziej w granicach od 50-70 km/h. Przy wyższych prędkościach dźwięk zlewał się z naturalnym szumem w trasie. Po zatrzymaniu okazało się, że tylne, prawe koło jest obryzgane smarem, który wydobywał się spod osłony przeciwpyłowej.

Ponieważ już słyszałam jak łożysko „urywa” koło, trasa przebiegała pod znakiem stałego napięcia i przewidywania. Sytuacja utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie dana jest mi spokojna jazda przy włączonym radyjku. I najbliższe godziny spędzę tradycyjnie na nasłuchiwaniu a w przyszłości prawdopodobnie zajmę się tworzeniem bazy niepokojących dźwięków. Wracając do trasy, 40 stopniowy drogowy upał podgrzewał całkiem już gorącą sytuację. Myślę, że czynniki atmosferyczne mogły odegrać w trasie znaczącą rolę. Po pierwsze silna nawałnica (zacinający deszcz i wysoki poziom wody) spowodowała, że woda i piach mogły się przedostać przez osłonę przeciwpyłową, a potem 40-stopniowy drogowy upał zaczął rozszerzać materię. Mimo, że instynkt i zdrowy rozsądek podsyłały nieciekawe wizje, Golf dojechał do Wrocławia nie robiąc żadnych scen. Pod koniec trasy łożysko głośno dudniło a dźwięk zaczął być słyszalny przy niższych prędkościach. W domu obejrzałam nie wiem ile razy filmik na youtubie jak wymienić łożysko, nieco poczytałam i zabrałam się do sprawy.

Z zewnątrz wyglądało tak, że koło pokrył smar a osłona przeciwpyłowa łożyska zaczęła wychodzić. Obejmując koło, popychając i ciągnąc góra – dół, jeszcze w trasie nie wyczułam żadnego luzu. Ale umówmy się, że takie oględziny trzeba traktować z przymróżeniem oka –  trudno wyczuć coś bez podlewarowania, dodatkowo mając załadunek. Pracę zaczęłam od poluzowania śrub, podlewarowania i zdjęcia koła. Dalszy demontaż jest całkiem prosty. Najpierw zdejmujemy osłonę przeciwpyłową, najlepiej podważając ją śrubokrętem. Pod nią skrywają się różne rozmaitości, jak na przykład osłona koronowa zablokowana zawleczką. Do zdjęcia zawleczki potrzebowałam przede wszystkim kombinerek i młotka. Można też pomóc sobie szpikulcem. Po wyciągnięciu zawleczki wyjęłam zabezpieczenie koronowe, wykręciłam nakrętkę sześciokątną, zdjęłam podkładkę oporową.

W tym momencie można już zdjąć bęben hamulcowy z osi. Podczas wyjmowania bębna wypadły resztki łożyska zewnętrznego a mnie szlag trafił szczególnie, że z pół roku temu łożysko było przez jakiegoś mechanika wymieniane w warsztacie. I tu uwaga – jeśli komuś zachce się rekreacyjnie ściągać bęben warto pamiętać o tym wypadaniu, aby łożysko nie miało kontaktu z piachem.

Podczas wymiany łożysk trzeba zwrócić uwagę na wygląd czopa i bębna. W tym celu należy sprawdzić czy powierzchnia czopa nie jest skorodowana i dobrze też zmierzyć wymiary w bębnie. Przyznam się, że zbagatelizowałam te czynności, co po jakimś czasie się niemile odwdzięczyło. Ale o tym później. Wracając do naprawy, w pierwszej kolejności zdemontowałam grubym śrubokrętem pierścień uszczelniający łożysko (wewnętrzna strona bębna). Szło ciężko. Wyjęłam pierścień z wałeczkami łożyska, przy okazji uświniając się toną zużytego smaru (stąd ograniczona ilość zdjęć dokumentujących). Wyjęłam resztę smaru, którego końca nie widziałam i przetarłam gniazda dokładnie na czysto. Robota jest brudna także przygotujcie sobie więcej szmat, w tym też czyste. A teraz ważna informacja dla wszystkich flej i brudasów. Piasek i zabrudzenia spowodują, że elementy łożyska zaczną się ścierać a potem zwiększą się luzy w łożysku. W konsekwencji zmienią się kształty elementów i przestaną ze sobą odpowiednio współpracować i wskutek nadmiernego obciążenia nastąpi zmęczenie materiału i łożysko trafi znowu na śmieci. Także ręce powinny być czyste.

Nastęnym krokiem jest wybicie pierścieni łożyska zewnętrznego i wewnętrznego, osadzonych nieruchomo w piaście. Przed całą zabawą w bębnie ważne jest wygodne jego ułożenie tak by został unieruchomiony, moja propozycja to imadło. Zajęło mi to trochę czasu i wymagało włożenia większej siły. Generalnie nie szło tak gładko jak Panu z youtuba.. Przykładałam gruby śrubokręt w różnych miejscach po obwodzie dobijając młotkiem, tak aby nie dopuścić do uszkodzenia gniazda. Potem dokładnie wytarłam szmatą i mogłam już wyjmować z opakowania świeżutkie części.

Wbicie do oporu pierścieni zewnętrznych równo, bez odchylenia od pionu, tak żeby nie uszkodzić gniazda było dla mnie najtrudniejsze. Nie za bardzo wiedziałam czym to najlepiej wbić. Pierścienie nie chciały wejść, albo miały tendencje do odchylenia od pionu. W książce przeczytałam, że powinno się użyć do tego specjalnego narzędzia VW 432. Jak każde profesjonalne narzędzie można jednak zastąpić jakąś własną konstrukcją. Jedni idą na prasę, drudzy przetaczają sobie walec gdzieś w zakładzie na tokarce, inni kombinują z rurkami, widziałam też próby bicia przez bloczek drewna a i czytałam o przepychaniu drugim łożyskiem. W moim przypadku była to seria kombinacji z walcami w roli głównej. Generalnie strasznie oporna była ta materia i pojawiały się chwile zwątpienia.

Po szczęśliwym dobiciu elementów, napełniłam wnękę między gniazdami łożysk bardzo grubą ilością smaru do łożysk, potem obsmarowałam same pierścienie łożyska wewnętrznego zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz. Włożyłam łożysko wewnętrzne a potem wbiłam pierścień uszczelniający. Przed nałożeniem całości na oś należy jeszcze czop oczyścić i pokryć smarem. Podczas montażu bębna włożyć trzeba wałeczki łożyska zewnętrznego, też uprzednio pokryte smarem.

Zmierzając do finalizacji naprawy czeka nas jeszcze wyregulowanie luzu na łożysku. Po założeniu podkładki, dokręcałam śrubę przy równoczesnym obracaniu bębnem do wyczuwalnego momentu oporu. Śruba nie może być dokręcona za mocno, bo zagrzeje łożysko. Potem obracam bębnem, pukam parę razy młotkiem, popycham oburącz góra-dół bęben szukając luzu. Dokręcam minimalnie i jak już nie odczuwam luzu zakładam i przykręcam koło i powtarzam czynności. Kręcę kołem, stukam z buta, chwytam oburącz koło na godzinie 12 i 6, popychając od siebie i do siebie, raz góra raz dół. Jeśli jest luz, dokręcam minimalnie nakrętkę i ponawiam czynności aż do momentu, gdy luzu praktycznie nie czuję. Jest powiedziane, że powinien pozostać minimalny, ledwo odczuwalny luz, ale w przypadku mojej masy mięśniowej przesunęłam minimalnie tę podziałkę. Za to w książce serwisowej piszą, że luz jest wyregulowany, gdy podkładkę da się jeszcze obracać śrubokrętem pod naciskiem palca, ale ja tym sposobem nie próbowałam. Tak czy inaczej dobrze po jakimś czasie podlewarować i sprawdzić czy luz się nie powiększył.

Po wyregulowaniu luzu włożyłam zabezpieczenie koronowe, zawleczkę i osłonę. Oczywiście po opuszczeniu auta nie zapomnieć o dokręceniu śrub na kole. Po całej naprawie, po odpaleniu silnika czekała mnie przyjemna nagroda w postaci błogiej ciszy w trakcie jazdy. Nie słyszałam już żadnego podejrzanego dźwięku wydobywającego się z koła, chociaż obsesja nasłuchiwania pozostała. Niestety moje zadowolenie nie trwało długo, bo po miesiącu zaczęłam znowu słyszeć tempe buczenie, które niestety nie pochodziło z mojej muzycznej wyobraźni. Okazało się, ze luz się powiększył.

Po podlewarowaniu dokręciłam ponownie nakrętkę sześciokątną. Po pierwszej jeździe faktycznie trochę ciszej, ale wkrótce łożysko dawało o sobie znać buczeniem, najlepiej słyszalnym w okolicach 65km/h. Wybadałam, że najbardziej słyszalny jest wtedy, gdy rozpędzam się do 70km/h, puszczam gaz i auto samo zaczyna zwalniać. Można też posłuchać podczas pokonywania ciasnych zakrętów. W każdym bądź razie, nie wiem ile tak przejeździłam, ale po kolejnym podlewarowaniu luz się wyczuwalnie powiększył. Generalnie myślałam, że moja ocena luzu łożyska nie była dokładna i dokręcałam za słabo. Potem pomyślałam, że może osłona koronkowa z zawleczką, sama nakrętka z podkładką są już zajechane i warto je wymienić. Po zdjęciu osłony przeciwpyłowej okazało się, że ząbki są powykręcane a zawleczka dosłownie pękła mi w rękach. Elementy wymieniłam i sprawdziłam łożysko zewnętrzne ale wyglądało rześko. Ponieważ moje działania nie przyniosły pozytywnego efektu zaczęłam się zastanawiać nad defektem czopa, bębna ale i samych łożysk. I faktycznie..po dokładnym wytarciu czopa i rzetelnych oględzinach, zobaczyłam, że oprócz powierzchni pokrytej korozją, ma jakieś dziury i bruzdy…w związku z czym czekała mnie wymiana czopa…o czym niebawem…W zasadzie z takim czopem nie trudno o uszkodzenie łożyska. Jeszcze w dodatku łożyska, które kupiłam po najmniejszej finansowej linii oporu..obecne CX-y, ale obiecuję sobie w najbliższej przyszłości zmienić, dokładając do SKF-ów. Cdn…

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *